- Julia? Co Ty tu robisz o drugiej w nocy? - pyta James, patrząc na
mnie zaspany.
- Rano Ci wyjaśnię. Mogę się u Ciebie zatrzymać na jakiś czas? -
spoglądam na niego błagalnie.
- Pewnie. Wchodź. - wpuszcza mnie do domu.
Stawiam swoją torbę z rzeczami na podłodze i cmokam go w policzek.
- Dziękuję. - szeptam, wtulając się w Hudsona.
Rankiem schodzę do kuchni, aby przygotować sobie posiłek do szkoły,
gdy nagle w pomieszczeniu zjawia się Alex.
- Dzień dobry. - witam się i pakuję śniadanie do torebki.
- Dzień dobry. - odpiera, ziewając uroczo. - A co tu robisz? - pyta,
jakby dopiero skojarzył kim jestem.
- Brandon zaproponował mi dach nad głową, na czas, gdy moi rodzice
muszą jechać do Kanady. - wymyślam na miejscu.
- Aha. - mruczy pod nosem, zaparzając sobie kawę.
W tym momencie do kuchni wchodzi James i uśmiecha się do mnie
serdecznie.
- Widzę, że już poznałaś narzeczonego Savannah. Tak, to twój
nauczyciel. - mówi i wyciąga składniki na jajecznicę.
No to się porobiło. Mam zostać pod jednym dachem z Jamesem i Alexem?
To nie skończy się dobrze.
Po drodze do szkoły Brandon pyta mnie o powód mojego pojawienia się.
- No wiesz... Mój tata dostał awans i jedzie do Kanady. My z mamą
także mamy jechać, ale ja nie chcę. Dlatego wyprowadziłam się z domu. Nie masz
chyba nic przeciwko, że zostanę na trochę u Ciebie? - pytam, uśmiechając się
jak najbardziej słodko.
- Pewnie, że nie. - odpiera, parkując swoje auto. - Już jesteśmy. -
wysiada, a następnie otwiera mi drzwi.
Białe Ferrari, jakie sprawił mu ojciec, robi wrażenie. Ładny wygląd,
wygodne wnętrze. Czego chcieć więcej?
- Widzimy się później. - cmokam go w policzek i wchodzę do szkoły.
Informatyka, znienawidzony przedmiot. Jak zwykle staram się być
"miła", ale z każdą chwilą mam coraz większą ochotę wyeliminować tego
bezwzględnego fuqboi'a.
- No dobrze. Na dziś to wszystko. Możecie przekopiować pliki na dysk
internetowy. - oznajmia, a ja celowo uderzam nogą w urządzenie, które
transmituje internet, że połączenie zostaje zerwane.
- Proszę pana, nie mogę skopiować plików. - zgłaszam się.
- Już patrzę. - odsuwa mnie na bok i sprawdza coś. - Chyba wyłączyłem
wam internet. Zaraz zobaczę. - idzie do swojego komputera. Klika tam coś, a
następnie wraca.- Musiało się tu coś
rozłączyć. - oznajmia i w swoim nowym, czystym garniaku wchodzi na czterech pod
ławkę.
1:0 dla mnie. Bezwzględny fuqboi wybrudził się i wlazł przeze mnie pod
ławkę. Aż miałam straszną ochotę pogłaskać go po głowie i powiedzieć "Dobry
pies. Dostaniesz ciasteczko.".
Aż się zaśmiałam w autobusie :)
OdpowiedzUsuńPo
Pozdrawiam i czekam na next :)
Usuń