niedziela, 5 marca 2017

7

Poniedziałek mija szybko. Z powodu jakiś tam specjalnych spotkań, jesteśmy zwolnieni do domu z ostatnich dwóch lekcji.
We wtorek o ile pierwsze lekcje są całkiem spoko, na religii znów się zaczyna.
- O proszę, panna Pierce! - ksiądz spogląda na mnie, podśmiechując się pod nosem. - Znowu połamie panna ławkę? - pyta, a cała klasa chichocze.
- Nie, nie dziś. - odpieram i zajmuje swoje stałe miejsce. - I uprzedzając kolejne pytanie, nie, nie będę niemiła. - dodaję, odgarniając włosy do tyłu.
- To dobrze. - mówi z dumą i zaczyna prowadzić zajęcia. - Człowiek został stworzony po to by przekazywać dalej życie, a nie żyć w takich nieczystych związkach. Homoseksualiści powinni być potępieni! To wbrew Księdze Kapłańskiej! - wypowiada głośno, gestykulując. Podnoszę rękę i czekam aż udzieli mi głosu. Mam inne zdanie na ten temat. - Proszę mówić, panno Pierce.
- Nie zgodzę się z tym co ksiądz mówi. Jeżeli Bóg ich takich stworzył, a wszystko co stworzył było dobre, to czemu mamy ich potępiać? To nie ich wybór, tacy się urodzili. - wstaję i wchodzę na krzesło. - Czy naprawdę wierzycie, że tacy ludzie będą potępieni? Przecież Bóg kocha wszystkich, bez wyjątku. A co do księdza... Skoro człowiek ma przekazywać życie, to czemu ksiądz jest księdzem? W ten sposób nie spełnia oczekiwań...
- Dość! Duchowny to co innego! On ma powołanie, po to został stworzony! - mężczyzna oburza się na moje słowa, nie pozwalając mi dokończyć.
- Nie każdy od razu wiedział, że ma powołanie. To kłamstwo. Ksiądz jest jak homoseksualista, nie przekaże życia! A z resztą, są też tacy, którzy decydują się na dziecko i wtedy, na przykład, dwóch kochających się mężczyzn wychowuje dziecko tego jednego z jakąś kobietą. Czasami też adoptują dzieci. To dzięki nim w domach dziecka nie ma tyle dzieci! Ale ksiądz tego nie zrozumie. - schodzę z krzesła i siadam z powrotem.
- Panno Pierce, zapraszam do dyrektora. Nie pozwolę, by przeszkadzała panna w lekcji i wygłaszała takie poglądy. - duchowny chwyta mnie za ramię i ciągnie do góry.
Zabieram swoje rzeczy i wychodzę z nim na korytarz.
- Jeszcze raz coś takiego zrobisz, to Cię zabiję, rozumiesz? - grozi, ściszonym głosem.
- Nie ma ksiądz prawa. Żyjemy w wolnym kraju. - odpieram, za co obrywam w policzek.
Odwracam się na pięcie, powstrzymując łzy i odchodzę w stronę gabinetu Jamesa, burcząc pod nosem "idiota".

Po krótkiej wizycie u Jamesa się na WF. To ostatnia lekcja na dziś. Gotowa siedzę w szatni, gdy zjawia się reszta dziewczyn.
- To było niezłe. - rzuca Alina z udawanym zachwytem. Jest zazdrosna, bo to ja a nie ona, odważyłam się sprzeciwić duchownemu.
- Oj tam. Po prostu musiałam. Taka osobowość. - odpieram i podchodzę do lustra.
Uśmiecham się do siebie z dumą. W końcu coś mi wychodzi w szkole, pomimo mojego podejścia, pyskowania i bezczelności. Poprawiam włosy, gdy akurat Alex woła nas na zajęcia. Wychodzimy z szatni i kierujemy się na dużą salę, jak zwykle we wtorki. Dziś siatkówka. Po szybkiej rozgrzewce dzielimy się na 2 składy i ustawiamy po przeciwnych stronach siatki. Moja drużyna zaczyna, a ja sama serwuję jako pierwsza. Przymierzam się, wykonuję zamach i... Piłka leci wysoko, odbija się od sufitu i prawie trafia Flagstada w głowę.
- Pierce! - nauczyciel drze się przez całą salę, ale na jego ustach widać uśmiech. Tylko udaje wściekłego.
Koleżanki spoglądają na mnie ze złością, bo straciłyśmy punkt, ale mnie to nie obchodzi. Ustawiam się do odbioru piłki i staram się je ignorować. Tak samo próbuję zapomnieć o tym, że Alex tu jest i jest przystojny.
- Panie Flagstad, mogę na chwilę? - James wchodzi do sali, zatrzymując się przy brzegu. Boi się, że oberwie z piłki jak wtedy, gdy nocowaliśmy w szkole.
Pamiętam doskonale, jak siedziałam wtedy z nim w jego gabinecie, trzymając przy jego twarzy worek z lodem, ciągle przepraszając za to co się stało. Wtedy po raz pierwszy mnie pocałował, tylko po to, abym w końcu się zamknęła. Straciliśmy wtedy nad sobą kontrolę i stało się to co się stało.
- Grajcie dalej, zaraz będę. - Alex wychodzi z sali, a my kontynuujemy.
Zdobywamy kilka punktów, głównie przez Alinę, bo trenuje ten sport popołudniami.
- Julia, twoja piłka! - krzyczy dziewczyna, a ja przybieram odpowiednią pozycję.
Odbijam piłkę do rozgrywającej i upadam na parkiet. Ostatnio kiepsko z moją równowagą. Szybko się podnoszę.
- Julia, wszystko dobrze? - pyta Flagstad, wracając na salę.
- Tak, chyba tak. - odpieram, choć czuję lekkie szczypanie  na kolanie. Zerkam na nie i widzę zdartą skórę i spływającą po nodze krew. Ścieram ją ręką i uśmiecham do nauczyciela.
Do końca zajęć nie jest zbyt długo, więc jakoś daję radę. Wracam do domu, gdzie przemywam ranę i zaklejam ją plastrem.

1 komentarz:

  1. Ta jest aparatka!
    Ale w swoich poglądach ma rację...
    Pozdrawiam i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo