środa, 8 marca 2017

8

Kolejna środa i kolejne starcie z babą od matmy. Boże, jak ona mnie irytuje.
- Panno Pierce, proszę mi powiedzieć, czemu panna taka jest? - pyta, stając nade mną.
Odrywam wzrok od zeszytu, gdzie rozwiązywałam kolejny przykład.
- Taka, czyli jaka? - zwracam się z uprzejmością, choć wiem, że i tak zaraz wybuchnę.
- Taka bezczelna, udająca cichą myszkę. - odpiera, a ja zaciskam dłonie, aż paznokcie wbijają mi się w skórę.
- Ja? Proszę panią, nic nie udaję. Po prostu jeśli lubię matematykę, to rozwiązuję w skupieniu zadania. Jeśli kogoś nie lubię to okazuję mu to wprost. Taka moja natura. - odpowiadam, patrząc jej prosto w oczy.
Nauczycielka nic nie odpowiada, tylko wraca do prowadzenia lekcji. Te cholerne dwie godziny z nią ciągną się w nieskończoność.

W połowie dnia, znów nadchodzi czas WF-u. Dziś mała salka. Zwykle ćwiczymy na stepach lub gramy w ping-ponga, ale dziś... W życiu bym nie pomyślała. Przy drabinkach leżały materace, a na nich wisiały drążki. O nie, tylko nie to.
- Dziś będziemy ćwiczyć przy drążkach w ramach przygotowania do stania na rękach. Robimy szybką rozgrzewkę i zabieramy się z to co musimy. - oznajmia Alex i odkłada na parapet dziennik.
Po kilku kółkach truchtem, kilku ćwiczeniach takich ogólnych, dzielimy się na trzy rzędy. Flagstad pokazuje nam pierwsze ćwiczenie. Trzeba wesprzeć się na rękach, pochylić do przodu i wykonać coś a'la przewrót w przód. Niby nic trudnego. Gdy nadchodzi moja kolej, staram się jak mogę, ale zahaczam nogą o materac i upadam. Przy drugiej próbie to samo. Dopiero za trzecim razem, gdy Alex stoi obok, instruując mnie, w końcu się udaje. Jestem cholernie szczęśliwa i z tego wszystkiego rzucam się chłopakowi na szyję, cmokając w policzek. Nauczyciel odsuwa się szybko ode mnie, speszony. Ups, to chyba nie tak miało być.

Wracam do domu zmęczona, a od wejścia słyszę kłótnię rodziców.
- To sam jej to powiedz! - krzyczy moja rodzicielka. - Wiesz jak zareaguje na ponowną zmianę szkoły!? To jej szóste liceum, pozwól jej ukończyć tą szkołę. Z każdej innej ją wykopią raz dwa, znasz ją przecież. - dodaje.
Obserwuję ich z ukrycia, czekając na rozwój wydarzeń.
- Ale ten awans to wielka szansa! - ojciec także podnosi głos, choć zwykle bywa opanowany. - Nie mogę od tak zostawić rodziny i wyjechać do Kanady. Nie zostawię Cię samej z Julią, toć to istny diabeł. A z resztą, tęskniłbym za Tobą. - podchodzi i przytula mamę.
I znowu wszystko moja wina. Ojciec od wielu lat starał się o ten awans, a teraz przeze mnie może stracić szansę na niego.
Wchodzę nieśmiało do kuchni, rzucając krótkie "Dzień dobry. Co na obiad?".
- Dla kogo dobry, dlatego dobry. - burczy ojciec pod nosem. - Ty jej powiedz. Ja jadę do firmy. - dodaje i wychodzi. Słyszę tylko jak odjeżdża swoim Enzo Ferrari z piskiem opon.
- O co chodzi? - pytam, siadając do stołu.
- Ojciec musi wyjechać do Kanady, bo dostał awans. My także jedziemy. Nowe miejsce, nowa szkoła, nowe życie. - odpiera ze spokojem.
- Co? Nie, ja nie chcę innej szkoły. - robię najsmutniejszą minę na świecie.
Po pierwsze, tu jest James. Po drugie, jest też Alex. Po trzecie, Nia będzie tu od nowego semestru.
- Nie masz wyjścia. - mówi, nakładając mi na talerz obiad.
- Dobrze mi tam. Nigdzie nie będzie lepiej. Zobaczysz, z każdej szkoły tam mnie wyrzucą. - zaczynam podawać kolejne argumenty, chociaż każdy następny wydaje mi się coraz bardziej bezsensu.
- Rozumiem, że nie chcesz znów zaczynać od nowa. Wiem, że nie łatwo jest nawiązać znajomość, nie łatwo zdobyć przychylność nauczycieli, zwłaszcza, że został Ci tylko semestr. Ale spróbuj postawić się na miejscu taty... - wyjaśnia spokojnie, stawiając przede mną posiłek i siadając naprzeciwko.
- A on spróbował na moim? - pytam, patrząc matce w oczy. - Nie, nigdy. Niech leci do tej swojej głupiej Kanady. Sama dam sobie radę. - dodaję i biorę do ust kawałek kotleta z kurczaka.
- Nie możemy Cię zostawić tutaj samej. Ty nawet gotować nie umiesz. - dogryza mi. Fakt, nie jestem w tym dobra, ale z głodu nie umrę. Zawsze miałabym też Jamesa.
- Możecie. Mam dobrego przyjaciela, który zawsze mi pomoże. - oznajmiam, wpatrując się w talerz. Niech już skończy ten temat. Nie mam ochoty jej słuchać. Jestem cholernie zmęczona. - Idę do siebie. - rzucam i zabieram posiłek do swojego pokoju. Zamykam się w swoich czterech ścianach i próbuję uporządkować myśli.

1 komentarz:

  1. Ale ją urządzili. W sumie to pół roku by przeżyły we dwie z mamą...
    Pozdrawiam o czekam na next co wymyśli :)

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo