środa, 29 marca 2017

Epilog

- Julia, nie! - słyszę głos Brandona za plecami.
Jest 1PM, a ja stoję na dachu szkoły. Wiatr rozwiewa moje włosy.
- Nie zbliżaj się! Sam jesteś temu winien! - krzyczę i podchodzę bliżej krawędzi.
Wiele uczniów obserwuje sytuację z okien sal lekcyjnych. Nasza wychowawczyni za to niczym się nie przejmuje. Godzinę temu skończyła zajęcia i po nieudanej próbie wyrzucenia mnie ze szkoły, najzwyczajniej w świecie pojechała do domu. Gdy zostaliśmy z Jamesem sami powiedział mi co o mnie myśli i spoliczkował. Tym samym utwierdził mnie w moich zamiarach. Skok z dachu szkoły, nikt tego nie zapomni, a Hudson będzie skończony.
- Julia, porozmawiajmy! Jesteś jeszcze młoda, czeka Cię całe życie! - woła do mnie, przysuwając się powoli.
- Stój! Ja już podjęłam decyzję! - odwracam się do niego, wyciągając rękę i patrzę z łzami w oczach. - Nie próbuj mnie powstrzymywać. Tak będzie lepiej. - dodaję i staję nad krawędzią.
- Pożałujesz tego. Proszę. Zrób do dla nas. - podchodzi jeszcze krok bliżej.
- Nie Brandon. Nas nigdy nie było, nie ma i nie będzie. - odpieram oschle i spoglądam w dół. Biorę głęboki wdech. - Żegnaj. Mam nadzieję, że to wszystko czegoś Cię nauczy. - cmokam go w policzek i zamachuję się nogą.
- Julia, proszę. -  szepta wręcz, stając obok mnie. - Jeśli Ty skoczysz to ja także.
- Nie jesteś na tyle odważny. Nigdy nie byłeś. - rzucam ze złością i staję na krawędzi, bujając się w przód i tył. - Miłych koszmarów. - wypowiadam i skaczę, zamykając oczy.
Jeszcze chwilę po zderzeniu z twardym betonowym dziedzińcem słyszę co się dzieje dookoła. Wiem, że nagle przy mnie zjawił się i James i Alex i jeszcze kilka innych osób, ale ich starania na nic się nie zdają. Czuję tylko lekkie muśnięcie warg Brandona na moim czole i odpływam w zaświaty. Moje serce już nie bije, wszystkie problemy się skończyły. To koniec kontroli.

----------------------------
I tak oto dobrnęliśmy do końca. Czy ktokolwiek spodziewał się takiego zakończenia?
Dziękuję wszystkim, którzy czytali <3
Zapraszam na "The Pretender" - jeśli pokochaliście Julię i Jamesa, polubicie też ten FF.
Wiki R5er

niedziela, 26 marca 2017

14

- Pierce, musimy porozmawiać. - wychowawczyni zagradza mi drogę.
- O czym proszę pani? - pytam z uprzejmością. Boję się, że dowiedziała się o moim romansie z Jamesem.
- Słyszałam rozmowę z panną Lovelis. To prawda, że spodziewa się pani dziecka? - spogląda na mnie, a jej oczy płoną od gniewu. To zbyt prestiżowa szkoła na takie coś.
- Tak, nie zaprzeczę. Ale co to panią obchodzi? I tak lada dzień stąd zniknę... - mówię spokojnie, nawijając pasemka włosów na palec. Nudzi mnie ta cała rozmowa.
- Do dyrektora! - odzywa się szorstko i wypycha z sali, a ja uparcie się zapieram.
Ostatecznie chwyta mnie za rękę i ciągnie po schodach. Musi to robić? Teraz Hudson się dowie, a nie chciałam mu zbyt szybko mówić.
- To karygodne! - oznajmia, wpadając do gabinetu dyrektora. - Panna Pierce jest w ciąży! - mówi oburzona, stawiając mnie przed biurkiem Jamesa.
- Proszę mi wszystko wyjaśnić. - odpiera spokojnie, choć widzę malujący się w jego oczach strach.
- Dzisiaj przed moją lekcją podsłyszałam jak mówiła o tym swojej koleżance, gdy były w szkolnej toalecie. Panna Lovelis potwierdzi to, jeśli będzie trzeba. - wypowiada słowa szybko, nieco niezrozumiale. - Powinna być wydalona ze szkoły natychmiastowo! Jakie zdanie o szkole przez nią będzie! Zrujnuje nam reputację! - podnosi ton.
- Spokojnie. I tak za kilka miesięcy kończy szkołę. Nikt się nie dowie. - Hudson wstaje od biurka i patrzy na nią z góry. - Po za tym jej rodzice płacą za jej edukację i nie możemy od tak jej wydalić ze szkoły. - dodaje i spogląda w moją stronę. - Porozmawiamy później, dobrze. - zwraca się do mnie. - A pani niech już lepiej pojedzie do domu. Sam się tym zajmę. - kieruje słowa do nauczycielki.
Gdy kobieta wychodzi, odwraca się do mnie plecami. Zapewne nie wie co powiedzieć.
- Brandon, wiem, że zapewne się teraz zastanawiasz jak to możliwe, ale to nasze dziecko. - wreszcie odważam się coś powiedzieć.
- Nasze? Daj spokój. Znam Cię. Jak nie ten to inny. Na pewno nie byłem jedyny. - wymawia każde słowo powoli, sprawiając wrażenie, że ostrożnie je dobiera.
- Musisz mi wierzyć. - kładę rękę na jego ramieniu.
- Nie muszę. - odpycha mnie, a w jego oczach jest złość. - Jesteś najbardziej puszczalską dziewczyną jaką znam! - uderza mnie z otwartej dłoni w policzek. - Nie wiem jak mogłem być taki głupi, żeby się z Tobą zadawać! Jesteś nikim, Pierce! - poprawia mi z drugiej strony. - Nie zbliżaj się do mnie więcej! Tak będzie najlepiej! - zarządza, wypychając mnie za drzwi.
Nie wiem co z sobą zrobić. Nie umiem zapanować nad sobą, swoimi emocjami. Odnajduję wyjście na dach szkolny i wychodzę. Zimny marcowy wiatr rozwiewa moje włosy, drażni moje mokre od łez policzki. Rozglądam się dookoła. To nieco więcej niż drugie piętro, powinno mi się udać. Podchodzę powoli do krawędzi i zamykam oczy.
- Julia, nie!

czwartek, 23 marca 2017

13

Budzę się w ramionach Jamesa. Z powodu wyjazdu rodziców na tydzień do babci, pomieszkuję u niego.
- Dzień dobry. - całuje mnie w usta, a ja uśmiecham się szeroko. Wszystko się zmieniło.
- Dzień dobry. - odpowiadam, odgarniając mu włosy z twarzy. - Czy masz ochotę na tosty w ten jakże piękny marcowy dzień? - pytam, ubierając się.
- Oczywiście. Twoje tosty są najlepsze na świecie. - odpiera, całując mnie w łopatkę.
- Dziękuję. To naprawdę miłe. Osobiście nie uważam, że dobrze gotuję, więc to niezmiernie fajnie usłyszeć pochwałę. - cmokam go w usta i wstaję. - Za pięć minut w kuchni. - rzucam i wychodzę.

Po posiłku, Hudson odwozi mnie na zajęcia. Żegnam się z nim w aucie, by inni nie widzieli i idę do sali. Tam czeka już Nia.
- Myślałam, że Cię nie będzie. Nigdy nie spóźniasz się na informatykę. - rzuca i odsuwa mi krzesło bym usiadła.
W tym momencie przychodzi nauczyciel. Najbardziej bezwzględny fuqboi jakiego znam.
- Dobrze, dziś omówimy... - zaczyna ględzić na ten sam temat co w zeszłym tygodniu.
Na koniec, gdy mamy pokazać jak poradziliśmy sobie z zadaniem, celowo podkładam mu nogę. Upada na ziemię jak długi, a ja nie umiem powstrzymać się od śmiechu. Należało mu się.

Po tej lekcji udaję się z Nią do łazienki. Siadamy na podłodze, przy zamkniętych drzwiach.
- To o czym chciałaś mi powiedzieć? - pyta Lovelis.
- Wszystko się skomplikowało. Zobacz. - wyciągam z torebki test ciążowy i podaję dziewczynie.
- O ja, będziesz mamą! - podrywa się z miejsca i zaczyna piszczeć z radości. - Będziesz mamą!
- Ciszej. - odzywam się nieco poirytowana. - Boję się tylko jaka będzie reakcja moich rodziców... No i ojca dziecka. Nawet nie jesteśmy razem. - zaczynam jej tłumaczyć, więc siada znowu obok mnie. Słucha mnie z uwagą, lecz też nie wie co jest słuszne w tej sytuacji.

Po przerwie jest godzina wychowawcza. Jak zwykle jest jeden wielki hałas, nikt nie słucha tej baby. Rozmawiam z koleżankami z ławki odnośnie jutrzejszego testu, gdy dzwoni dzwonek. Chcę już wyjść, gdy wychowawczyni zatrzymuje mnie.
- Pierce, musimy porozmawiać. - oznajmia szorstko.
O cholera, chyba się dowiedziała.

poniedziałek, 20 marca 2017

12

Semestr dobiega końca. Zgodnie z obietnicą jestem grzeczna. Nie piję alkoholu, nie flirtuję z Alexem i nie sypiam z Jamesem. Zaczęłam się też lepiej uczyć.
- Julia! - Lovelis rzuca się mi na szyję.
- Nia! - ściskam ją serdecznie. Widzimy się pierwszy raz od tamtej imprezy. Od teraz jest ze mną w klasie. - Mam Ci tyle do opowiedzenia... - zaczynam szybko, gdy idziemy do klasy.
- Wow. A wiesz, że Brennan mi się oświadczył? - zmienia temat, pokazując mi drobny, złoty pierścionek z diamentem.
- Śliczny. Fajnie, że się Wam układa. Szczęścia życzę. - odpieram w stu procentach szczera.
- Dzięki. - uśmiecha się do mnie i wchodzi do sali.
Siadamy w mojej ławce i do czasu rozpoczęcia zajęć, cicho plotkujemy.

Tego dnia ostatnią lekcją jest matematyka. Czekam pod salą jedząc kanapkę, gdy nauczycielka staje nade mną.
- A weź się udław. - mówi ściszonym głosem. Przeze że mnie była zawieszona na dwa tygodnie i nie mogła uczyć. Teraz pewnie będzie się mścić.
- Dziękuję i wzajemnie. - odpowiadam z pełną serdecznością.
1:0 dla mnie. Strzela obrażoną minę i znika w swojej sali.
Na zajęciach zamiast rozwiązywać zadania, plotkujemy z Nią, co jakiś czas wybuchając śmiechem. Ta baba nawet nic na to nie mówi, wie, że ze mną nie warto zaczynać. Chyba polubię lekcje matematyki.

Po zajęciach odważam się iść do Jamesa. Nie rozmawiałam z nim od tamtego dnia, gdy wyznał mi swoje uczucia. Pukam delikatnie do drzwi i wstawiam łeb w szparę. Siedzi w swoim fotelu, odwrócony tyłem i pali papierosa.
- Hej. - rzucam nieśmiało, stając przy biurku. - Jesteś zły? - pytam, ale nie otrzymuję odpowiedzi. Hudson ani drgnie. - Brandon, mówię coś. - podchodzę bliżej.
- Idź Julia. Mam zły dzień. - burczy pod nosem i wyrzuca niedopałek przez okno.
- Nie bądź już taki. Przepraszam. - siadam mu na kolana, obejmując ręką za szyję.
- Idź, proszę. - mówi słabym głosem i odpycha mnie. Jest strasznie smutny.
- Nigdzie się stąd nie ruszę. James... - przytulam się do niego. - Zrozum to, jesteś dla mnie ważny. - muskam lekko jego policzek.
- Ty zrozum, że to koniec. - odpiera, patrząc pustym wzrokiem.
- Oh James. Wiem, że tęsknisz. - złączam nasze usta w czułym pocałunku. Czarnowłosy pomimo początkowego oporu, odwzajemnia to. - O której kończysz?
- Właściwie? Godzinę temu. Ale jakoś nie chcę wracać do domu. Siostra zamęcza mnie setkami pytań, a ja wcale nie mam ochoty na te jej wszystkie ślubne suknie i dekoracje. - odpowiada, spoglądając w moją stronę. - Ale jeśli Ty pojedziesz ze mną to możemy iść nawet teraz. - dodaje, a na jego ustach zauważam lekki uśmiech.
- Zgoda. - podnoszę się i ubieram kurtkę.
Tęskniłam za nim cholernie, a teraz znowu go mam.

piątek, 17 marca 2017

11

Siadam przy stole w kuchni, cicho ciągnąc nosem. Zawsze muszę coś spieprzyć.
- Julia? - Alex nagle pojawia się przede mną. - Coś się stało, że płaczesz? - pyta siadając na krześle naprzeciwko.
- Nic takiego, naprawdę. Po prostu jakoś życie mi nie wychodzi. - odpieram, ścierając ostatnią łzę spod oka.
- Może mogę jakoś pomóc? Wygadaj się, a na pewno będzie Ci lepiej. - mówi, pochylając się nad stołem bliżej mnie. To zrozumiałe, jest druga w nocy i nie chce nikogo obudzić.
- To wszystko jest takie popieprzone... To moje szóste liceum, trudno było mi się zaklimatyzować... A teraz? Teraz mam wyjechać do Kanady i znowu zaczynać od nowa... - zaczynam mu opowiadać o swoim życiu, pomijając jednak to co mnie łączy z Jamesem.
- Myślę, że powinnaś wrócić do domu i porozmawiać z nimi. - radzi mi i wstaje od stołu. - Idę się położyć. Tobie też radzę. - dodaje i wychodzi.
Znów zostaję sama. Siedzę tak chwilę, po czym decyduję się na powrót do swojego domu. Szybko się przebieram, biorę wszystkie swoje rzeczy i znikam. Ruszam ulicą, wdychając głęboko w płuca świeże nocne powietrze.

Gdy tylko przekraczam próg, czuję charakterystyczny zapach drogich perfum mamy i unoszącą się nadal woń, zgaszonej już dawno świeczki o zapachu czekolady. Znów mam wrażenie rodzinnego ciepła, bezpieczeństwa i miłości.
- Julia? - mama, wyraźnie zaspana, z papilotami na głowie, wychodzi sypialni i staje na szczycie schodów.
- Nie złodziej. - rzucam żartobliwie, stawiając stopę na pierwszym stopniu. - Tak serio to ja. Tęskniłam. - dodaję i przeskakując do drugi schodek, znajduję się obok niej. - Kocham Cię. - szeptam, wtulając się w nią z całych sił.
- Ja też Cię kocham, córuś. - odpiera, całując mnie w czubek głowy.
- Mam tylko jedną prośbę. Nie zabierajcie mnie teraz do Kanady. Naprawdę polubiłam tą szkołę. - podnoszę na nią wzrok.
- Nigdzie nie jedziemy, dopóki nie skończysz szkoły. Udało się tacie przesunąć wyjazd na czerwiec. - mówi, a ja mam ochotę skakać ze szczęścia. Tak, tak, tak. Zostaję!
- Dziękuję. Jesteście wspaniali. - cmokam ją w policzek. - I przepraszam za tą małą ucieczkę. Od teraz będę już grzeczna. - obiecuję i uśmiecham się.
Może jeszcze wszystko się ułoży?

wtorek, 14 marca 2017

10

Na długiej przerwie wpadam do Jamesa. Chcę mu podziękować za wszystko jeszcze raz.
- Cześć. Przeszkadzam? - pytam, siadając w jego fotelu.
Chłopak odwraca się od okna, rozłączając się. Uśmiecha się do mnie, podchodząc bliżej.
- Nie przeszkadzasz. Miło Cię widzieć. - muska moje wargi swoimi, a jego włosy łaskoczą mnie po policzkach.
- Chciałam jeszcze raz podziękować. Jakoś Kanada mnie nie kręci. To za daleko od Ciebie. - szeptam, a po chwili znów całuje go w usta. - A zresztą, to nie dla mnie kolejna szkoła...
- Racja. Twoje miejsce jest tu i teraz. - podnosi mnie z krzesła i siada na nim, biorąc mnie na kolana. - Śpieszysz się na zajęcia? - pyta, wsuwając ręce pod moją koszulkę.
- Ja? Spieszyć się? Nie... Nigdy. - odpieram, rozpinając jego koszulę.
W tym momencie ktoś puka do drzwi. Szybko odsuwamy się od siebie, a James zapina guziki.
- Proszę. - woła chłopak, a w drzwiach staje moja matka.
Zestresowana chowam się pod biurko, przyciągając kolana do siebie i starając się być cicho.
- Ja w sprawie córki. - oznajmia, a ja już domyślam się o co jej chodzi. Pieprzona Kanada.
- Proszę usiąść. Porozmawiamy. - opada na swój fotel. - O co chodzi pani Pierce?
- Julia zniknęła z domu. Wczoraj powiedziałam jej o wyjeździe do Kanady, nie była zadowolona. Zamknęła się w swoim pokoju i nie odzywała się do nas. Gdy rano poszłam obudzić ją na zajęcia, jej już nie było. Martwię się o nią. - mówi zdenerwowana.
- Niech się pani uspokoi. Pewnie zatrzymała się u koleżanki. - odpowiada. Jest ostrożny i nie powie, że jestem u niego.
- Ale co ze szkołą? Opuści zajęcia i nie zda... - dodaje, a w jej głosie słychać rzeczywistą troskę.
- O szkołę też niech się pani nie martwi. Była dziś na wszystkich zajęciach, proszę zobaczyć. - słyszę jak odwraca monitor. Zapewne pokazuje jej e-dziennik. - Julia naprawdę się stara, może być pani spokojna. A jeśli chodzi o ucieczkę z domu... Zapewne wróci. Musi tylko wszystko sobie przemyśleć. - dodaje i wstaje z miejsca. - Do widzenia. - żegna się.
Gdy drzwi za moją matką zamykają się, wychodzę spód biurka.
- Upiekło Ci się. - rzuca ze śmiechem, biorąc mnie w ramiona.
- Z Tobą zawsze tak jest. - również się uśmiecham. Nasze usta stykają się lekko. - Idę na lekcje. Skoro jestem taką wzorową uczennicą. - mrugam do niego okiem i otwieram drzwi. - Jeszcze raz dziękuję. - mówię i wychodzę. Słyszę za sobą tylko "nie ma za co".

Wracam z Hudsonem do jego rezydencji. Jego siostra Savannah szykuje właśnie obiad, a Alex siedzi nad wielkim zeszytem i coś pisze.
- Dzień dobry. - witam się i siadam przy stole. - Co na obiad? - spoglądam na dziewczynę, uśmiechając się serdecznie.
- Kurczak po prowansalsku. Mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianką. - odpiera i przekłada mięso z patelni na talerze.
Jestem głodna, więc, pomimo iż, nie lubię zbytnio ziół prowansalskich, zjadam cały posiłek. Od dawna nikt się tak o mnie nie troszczył i prawie codziennie jadłam tylko zupki z paczki zagrzane w mikrofali.
- Dziękuję, było naprawdę smaczne. - mówię na koniec i wstaję od stołu.
Jako iż mam zamiar zostać tu na dłużej, aby zyskać sympatię domowników, zbieram naczynia i udaje się je umyć. Co tam cztery talerze i sztućce.

Wieczorem przychodzę do pokoju Jamesa i kładę się obok niego.
- Jesteś wspaniały, wiesz? - szeptam, wtulając się w niego.
- A Ty wiesz, że jesteś dla mnie kimś więcej niż zwykłą uczennicą czy laską od seksu? - odpowiada pytaniem na pytanie, muskając wargami mój policzek. - Jesteś dla mnie ważna, Julia. Chcę być była szczęśliwa. - dodaje, patrząc mi prosto w oczy.
Nie spodziewałam się takiego wyznania. Otwieram usta ze zdziwienia, nie wiedząc co odpowiedzieć. Nie czuję tego samego co on, bo jeśli dobrze rozumiem, on mnie kocha. Miłość jest trudna, dlatego jej unikam. Widzę jak jest między rodzicami i nie chcę przechodzić tego samego.
- To miłe, naprawdę. Ale ja na to nie zasługuję. - odpieram, siadając na łóżku. - To wszystko... Potrzebuję czasu. - wstaję i wychodzę.
Gdy tylko znikam za drzwiami, po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Wcale nie jestem taka silna, jak wszyscy myślą. Ta Pierce, którą zna cały świat jest tylko maską, bo ta prawdziwa jest słaba psychicznie, taka jak teraz.

sobota, 11 marca 2017

9

- Julia? Co Ty tu robisz o drugiej w nocy? - pyta James, patrząc na mnie zaspany.
- Rano Ci wyjaśnię. Mogę się u Ciebie zatrzymać na jakiś czas? - spoglądam na niego błagalnie.
- Pewnie. Wchodź. - wpuszcza mnie do domu.
Stawiam swoją torbę z rzeczami na podłodze i cmokam go w policzek.
- Dziękuję. - szeptam, wtulając się w Hudsona.

Rankiem schodzę do kuchni, aby przygotować sobie posiłek do szkoły, gdy nagle w pomieszczeniu zjawia się Alex.
- Dzień dobry. - witam się i pakuję śniadanie do torebki.
- Dzień dobry. - odpiera, ziewając uroczo. - A co tu robisz? - pyta, jakby dopiero skojarzył kim jestem.
- Brandon zaproponował mi dach nad głową, na czas, gdy moi rodzice muszą jechać do Kanady. - wymyślam na miejscu.
- Aha. - mruczy pod nosem, zaparzając sobie kawę.
W tym momencie do kuchni wchodzi James i uśmiecha się do mnie serdecznie.
- Widzę, że już poznałaś narzeczonego Savannah. Tak, to twój nauczyciel. - mówi i wyciąga składniki na jajecznicę.
No to się porobiło. Mam zostać pod jednym dachem z Jamesem i Alexem? To nie skończy się dobrze.

Po drodze do szkoły Brandon pyta mnie o powód mojego pojawienia się.
- No wiesz... Mój tata dostał awans i jedzie do Kanady. My z mamą także mamy jechać, ale ja nie chcę. Dlatego wyprowadziłam się z domu. Nie masz chyba nic przeciwko, że zostanę na trochę u Ciebie? - pytam, uśmiechając się jak najbardziej słodko.
- Pewnie, że nie. - odpiera, parkując swoje auto. - Już jesteśmy. - wysiada, a następnie otwiera mi drzwi.
Białe Ferrari, jakie sprawił mu ojciec, robi wrażenie. Ładny wygląd, wygodne wnętrze. Czego chcieć więcej?
- Widzimy się później. - cmokam go w policzek i wchodzę do szkoły.

Informatyka, znienawidzony przedmiot. Jak zwykle staram się być "miła", ale z każdą chwilą mam coraz większą ochotę wyeliminować tego bezwzględnego fuqboi'a.
- No dobrze. Na dziś to wszystko. Możecie przekopiować pliki na dysk internetowy. - oznajmia, a ja celowo uderzam nogą w urządzenie, które transmituje internet, że połączenie zostaje zerwane.
- Proszę pana, nie mogę skopiować plików. - zgłaszam się.
- Już patrzę. - odsuwa mnie na bok i sprawdza coś. - Chyba wyłączyłem wam internet. Zaraz zobaczę. - idzie do swojego komputera. Klika tam coś, a następnie wraca.-  Musiało się tu coś rozłączyć. - oznajmia i w swoim nowym, czystym garniaku wchodzi na czterech pod ławkę.
1:0 dla mnie. Bezwzględny fuqboi wybrudził się i wlazł przeze mnie pod ławkę. Aż miałam straszną ochotę pogłaskać go po głowie i powiedzieć "Dobry pies. Dostaniesz ciasteczko.".

środa, 8 marca 2017

8

Kolejna środa i kolejne starcie z babą od matmy. Boże, jak ona mnie irytuje.
- Panno Pierce, proszę mi powiedzieć, czemu panna taka jest? - pyta, stając nade mną.
Odrywam wzrok od zeszytu, gdzie rozwiązywałam kolejny przykład.
- Taka, czyli jaka? - zwracam się z uprzejmością, choć wiem, że i tak zaraz wybuchnę.
- Taka bezczelna, udająca cichą myszkę. - odpiera, a ja zaciskam dłonie, aż paznokcie wbijają mi się w skórę.
- Ja? Proszę panią, nic nie udaję. Po prostu jeśli lubię matematykę, to rozwiązuję w skupieniu zadania. Jeśli kogoś nie lubię to okazuję mu to wprost. Taka moja natura. - odpowiadam, patrząc jej prosto w oczy.
Nauczycielka nic nie odpowiada, tylko wraca do prowadzenia lekcji. Te cholerne dwie godziny z nią ciągną się w nieskończoność.

W połowie dnia, znów nadchodzi czas WF-u. Dziś mała salka. Zwykle ćwiczymy na stepach lub gramy w ping-ponga, ale dziś... W życiu bym nie pomyślała. Przy drabinkach leżały materace, a na nich wisiały drążki. O nie, tylko nie to.
- Dziś będziemy ćwiczyć przy drążkach w ramach przygotowania do stania na rękach. Robimy szybką rozgrzewkę i zabieramy się z to co musimy. - oznajmia Alex i odkłada na parapet dziennik.
Po kilku kółkach truchtem, kilku ćwiczeniach takich ogólnych, dzielimy się na trzy rzędy. Flagstad pokazuje nam pierwsze ćwiczenie. Trzeba wesprzeć się na rękach, pochylić do przodu i wykonać coś a'la przewrót w przód. Niby nic trudnego. Gdy nadchodzi moja kolej, staram się jak mogę, ale zahaczam nogą o materac i upadam. Przy drugiej próbie to samo. Dopiero za trzecim razem, gdy Alex stoi obok, instruując mnie, w końcu się udaje. Jestem cholernie szczęśliwa i z tego wszystkiego rzucam się chłopakowi na szyję, cmokając w policzek. Nauczyciel odsuwa się szybko ode mnie, speszony. Ups, to chyba nie tak miało być.

Wracam do domu zmęczona, a od wejścia słyszę kłótnię rodziców.
- To sam jej to powiedz! - krzyczy moja rodzicielka. - Wiesz jak zareaguje na ponowną zmianę szkoły!? To jej szóste liceum, pozwól jej ukończyć tą szkołę. Z każdej innej ją wykopią raz dwa, znasz ją przecież. - dodaje.
Obserwuję ich z ukrycia, czekając na rozwój wydarzeń.
- Ale ten awans to wielka szansa! - ojciec także podnosi głos, choć zwykle bywa opanowany. - Nie mogę od tak zostawić rodziny i wyjechać do Kanady. Nie zostawię Cię samej z Julią, toć to istny diabeł. A z resztą, tęskniłbym za Tobą. - podchodzi i przytula mamę.
I znowu wszystko moja wina. Ojciec od wielu lat starał się o ten awans, a teraz przeze mnie może stracić szansę na niego.
Wchodzę nieśmiało do kuchni, rzucając krótkie "Dzień dobry. Co na obiad?".
- Dla kogo dobry, dlatego dobry. - burczy ojciec pod nosem. - Ty jej powiedz. Ja jadę do firmy. - dodaje i wychodzi. Słyszę tylko jak odjeżdża swoim Enzo Ferrari z piskiem opon.
- O co chodzi? - pytam, siadając do stołu.
- Ojciec musi wyjechać do Kanady, bo dostał awans. My także jedziemy. Nowe miejsce, nowa szkoła, nowe życie. - odpiera ze spokojem.
- Co? Nie, ja nie chcę innej szkoły. - robię najsmutniejszą minę na świecie.
Po pierwsze, tu jest James. Po drugie, jest też Alex. Po trzecie, Nia będzie tu od nowego semestru.
- Nie masz wyjścia. - mówi, nakładając mi na talerz obiad.
- Dobrze mi tam. Nigdzie nie będzie lepiej. Zobaczysz, z każdej szkoły tam mnie wyrzucą. - zaczynam podawać kolejne argumenty, chociaż każdy następny wydaje mi się coraz bardziej bezsensu.
- Rozumiem, że nie chcesz znów zaczynać od nowa. Wiem, że nie łatwo jest nawiązać znajomość, nie łatwo zdobyć przychylność nauczycieli, zwłaszcza, że został Ci tylko semestr. Ale spróbuj postawić się na miejscu taty... - wyjaśnia spokojnie, stawiając przede mną posiłek i siadając naprzeciwko.
- A on spróbował na moim? - pytam, patrząc matce w oczy. - Nie, nigdy. Niech leci do tej swojej głupiej Kanady. Sama dam sobie radę. - dodaję i biorę do ust kawałek kotleta z kurczaka.
- Nie możemy Cię zostawić tutaj samej. Ty nawet gotować nie umiesz. - dogryza mi. Fakt, nie jestem w tym dobra, ale z głodu nie umrę. Zawsze miałabym też Jamesa.
- Możecie. Mam dobrego przyjaciela, który zawsze mi pomoże. - oznajmiam, wpatrując się w talerz. Niech już skończy ten temat. Nie mam ochoty jej słuchać. Jestem cholernie zmęczona. - Idę do siebie. - rzucam i zabieram posiłek do swojego pokoju. Zamykam się w swoich czterech ścianach i próbuję uporządkować myśli.

niedziela, 5 marca 2017

7

Poniedziałek mija szybko. Z powodu jakiś tam specjalnych spotkań, jesteśmy zwolnieni do domu z ostatnich dwóch lekcji.
We wtorek o ile pierwsze lekcje są całkiem spoko, na religii znów się zaczyna.
- O proszę, panna Pierce! - ksiądz spogląda na mnie, podśmiechując się pod nosem. - Znowu połamie panna ławkę? - pyta, a cała klasa chichocze.
- Nie, nie dziś. - odpieram i zajmuje swoje stałe miejsce. - I uprzedzając kolejne pytanie, nie, nie będę niemiła. - dodaję, odgarniając włosy do tyłu.
- To dobrze. - mówi z dumą i zaczyna prowadzić zajęcia. - Człowiek został stworzony po to by przekazywać dalej życie, a nie żyć w takich nieczystych związkach. Homoseksualiści powinni być potępieni! To wbrew Księdze Kapłańskiej! - wypowiada głośno, gestykulując. Podnoszę rękę i czekam aż udzieli mi głosu. Mam inne zdanie na ten temat. - Proszę mówić, panno Pierce.
- Nie zgodzę się z tym co ksiądz mówi. Jeżeli Bóg ich takich stworzył, a wszystko co stworzył było dobre, to czemu mamy ich potępiać? To nie ich wybór, tacy się urodzili. - wstaję i wchodzę na krzesło. - Czy naprawdę wierzycie, że tacy ludzie będą potępieni? Przecież Bóg kocha wszystkich, bez wyjątku. A co do księdza... Skoro człowiek ma przekazywać życie, to czemu ksiądz jest księdzem? W ten sposób nie spełnia oczekiwań...
- Dość! Duchowny to co innego! On ma powołanie, po to został stworzony! - mężczyzna oburza się na moje słowa, nie pozwalając mi dokończyć.
- Nie każdy od razu wiedział, że ma powołanie. To kłamstwo. Ksiądz jest jak homoseksualista, nie przekaże życia! A z resztą, są też tacy, którzy decydują się na dziecko i wtedy, na przykład, dwóch kochających się mężczyzn wychowuje dziecko tego jednego z jakąś kobietą. Czasami też adoptują dzieci. To dzięki nim w domach dziecka nie ma tyle dzieci! Ale ksiądz tego nie zrozumie. - schodzę z krzesła i siadam z powrotem.
- Panno Pierce, zapraszam do dyrektora. Nie pozwolę, by przeszkadzała panna w lekcji i wygłaszała takie poglądy. - duchowny chwyta mnie za ramię i ciągnie do góry.
Zabieram swoje rzeczy i wychodzę z nim na korytarz.
- Jeszcze raz coś takiego zrobisz, to Cię zabiję, rozumiesz? - grozi, ściszonym głosem.
- Nie ma ksiądz prawa. Żyjemy w wolnym kraju. - odpieram, za co obrywam w policzek.
Odwracam się na pięcie, powstrzymując łzy i odchodzę w stronę gabinetu Jamesa, burcząc pod nosem "idiota".

Po krótkiej wizycie u Jamesa się na WF. To ostatnia lekcja na dziś. Gotowa siedzę w szatni, gdy zjawia się reszta dziewczyn.
- To było niezłe. - rzuca Alina z udawanym zachwytem. Jest zazdrosna, bo to ja a nie ona, odważyłam się sprzeciwić duchownemu.
- Oj tam. Po prostu musiałam. Taka osobowość. - odpieram i podchodzę do lustra.
Uśmiecham się do siebie z dumą. W końcu coś mi wychodzi w szkole, pomimo mojego podejścia, pyskowania i bezczelności. Poprawiam włosy, gdy akurat Alex woła nas na zajęcia. Wychodzimy z szatni i kierujemy się na dużą salę, jak zwykle we wtorki. Dziś siatkówka. Po szybkiej rozgrzewce dzielimy się na 2 składy i ustawiamy po przeciwnych stronach siatki. Moja drużyna zaczyna, a ja sama serwuję jako pierwsza. Przymierzam się, wykonuję zamach i... Piłka leci wysoko, odbija się od sufitu i prawie trafia Flagstada w głowę.
- Pierce! - nauczyciel drze się przez całą salę, ale na jego ustach widać uśmiech. Tylko udaje wściekłego.
Koleżanki spoglądają na mnie ze złością, bo straciłyśmy punkt, ale mnie to nie obchodzi. Ustawiam się do odbioru piłki i staram się je ignorować. Tak samo próbuję zapomnieć o tym, że Alex tu jest i jest przystojny.
- Panie Flagstad, mogę na chwilę? - James wchodzi do sali, zatrzymując się przy brzegu. Boi się, że oberwie z piłki jak wtedy, gdy nocowaliśmy w szkole.
Pamiętam doskonale, jak siedziałam wtedy z nim w jego gabinecie, trzymając przy jego twarzy worek z lodem, ciągle przepraszając za to co się stało. Wtedy po raz pierwszy mnie pocałował, tylko po to, abym w końcu się zamknęła. Straciliśmy wtedy nad sobą kontrolę i stało się to co się stało.
- Grajcie dalej, zaraz będę. - Alex wychodzi z sali, a my kontynuujemy.
Zdobywamy kilka punktów, głównie przez Alinę, bo trenuje ten sport popołudniami.
- Julia, twoja piłka! - krzyczy dziewczyna, a ja przybieram odpowiednią pozycję.
Odbijam piłkę do rozgrywającej i upadam na parkiet. Ostatnio kiepsko z moją równowagą. Szybko się podnoszę.
- Julia, wszystko dobrze? - pyta Flagstad, wracając na salę.
- Tak, chyba tak. - odpieram, choć czuję lekkie szczypanie  na kolanie. Zerkam na nie i widzę zdartą skórę i spływającą po nodze krew. Ścieram ją ręką i uśmiecham do nauczyciela.
Do końca zajęć nie jest zbyt długo, więc jakoś daję radę. Wracam do domu, gdzie przemywam ranę i zaklejam ją plastrem.

czwartek, 2 marca 2017

6

Otwieram oczy i przeciągam się leniwie. James śpi obok mnie zupełnie nagi. Spoglądam na zegar i widzę, która jest godzina. W pośpiechu wyskakuję z łóżka i zaczynam się ubierać.
- Pierce, co Ty odwalasz? - Hudson burczy pod nosem, przecierając oczy.
- Jest po dziewiątej! Właśnie powinnam zaczynać zajęcia! - mówię, wiążąc trampki. - Muszę jeszcze wpaść do domu po książki, zjeść coś, a i tak jestem spóźniona. - dodaję szybko, przeczesując włosy.
- Spokojnie. Pójdziesz dopiero na jedenastą. Przygotuję Ci posiłek, a potem odwiozę do szkoły. O usprawiedliwienie się nie martw. - oznajmia, podnosząc się.
- Okay. Ale jak coś, to tylko i wyłącznie twoja wina. - śmieję się cicho i siadam na brzegu łóżka. - Wiesz, że Cię uwielbiam?
- A Ty wiesz, że ja Ciebie? - odpowiada pytaniem na pytanie i całuje mnie.
James jest naprawdę w porządku. Jak dobrze, że to on jest dyrektorem szkoły, a nie ktoś inny.

Czas do końca tygodnia mija mi naprawdę szybko. W poniedziałek rano znów udaję się do szkoły. Najpierw trochę wiedzy o społeczeństwie, potem historia i w końcu upragniony WF. Przebieram się w rzeczy do ćwiczeń, związuję włosy i czekam. Alex przychodzi po nas chwilę po dzwonku i zabiera na małą salkę.
- Okay, weźcie stołu i pogramy w tenisa stołowego. - oznajmia i spogląda na mnie. - Będziesz grać ze mną. - rzuca i rozkłada stół. Jestem cholernie z tego powodu szczęśliwa.
Biorę do ręki rakietkę i zaczynam grę. Jeden punkt dla mnie, drugi... Słyszę ciche szepty koleżanek, ale nie obchodzi mnie to. Dziesiąty punkt dla mnie i...
- No nie! - Flagstad ze wściekłością uderza rakietką o piłkę, która wpada aż na lampę.
Alex obraca się wokół siebie, szukając piłeczki, a ja stoję i podśmiechuję się pod nosem. Gra w ping-ponga z WF-istą, to testowanie jego cierpliwości na odległość stołu.
- O, tu jest. - bierze piłkę w rękę i spogląda na mnie. - Czas na rewanż. - oznajmia i zaczyna grać.
Z początku wszystko wskazuje, że tym razem to on wygra, ale ostatecznie to ja odnoszę zwycięstwo. Nauczyciel nie jest z tego powodu zadowolony, więc decyduje się na zakończenie lekcji.
- Na dziś to wszystko. Złóżcie stoły i idzie do szatni. - zarządza i bierze do ręki dziennik. Gdy my sprzątamy, on szybko sprawdza obecność. Oh, jaki on jest cholernie przystojny, nawet z tym przeklętym dziennikiem w tej okropniej roli nauczyciela...
Template by Elmo